Polska przegrała ze Słowenią
Polska - Słowenia 25:32 (14:20)
Polska: Mateusz Kornecki, Jakub Skrzyniarz – Michał Daszek 1, Piotr Jędraszczyk 2, Michał Olejniczak 4, Bartłomiej Bis, Szymon Sićko 4, Paweł Paterek 1, Ariel Pietrasik 4, Jakub Powarzyński, Kamil Syprzak 3, Maciej Gębala 1, Jakub Szyszko 2, Przemysław Urbaniak 2, Dawid Dawydzik, Mikołaj Czapliński 1.
Słowenia: Klemen Ferlin, Urban Lesjak - Blaz Blagotinsek 1, Gasper Margunc 6, Jure Dolenec 1, Nejc Cehte, Stas Jovincic 1, Tilen Kodrin 5, Miha Zarabec, Kristjan Horzen 4, Mazej, Dean Bombac 5, Borut Mackovsek 4, Domen Novak 1, Aleks Vlah 4, Jernej Drobez.
Trener Marcin Lijewski do meczowej "16" biało-czerwonych, w miejsce Damiana Przytuły i Mateusza Kosmali, po raz pierwszy w turnieju wstawił Piotra Jędraszczyka i rekonwalescenta po silnym przeziębieniu Michała Daszka. Ten drugi, jedyny leworęczny gracz na prawym rozegraniu, miał być remedium na taktykę biało-czerwonych. Chodziło o rozciąganie gry wszerz boiska w akcjach ofensywnych. Wbrew przewidywaniom Daszek mecz rozpoczął na prawym, ale ... skrzydle.
Pół godziny przed spotkaniem DJ w hali Mercedens-Benz Arena zaserwował na rozgrzewkę kultową piosenkę Mr. Zoob "Mój jest ten kawałek podłogi". W szeregach Słoweńców "polskim" akcentem był rozgrywający Orlen Wisły Płock, Miha Zarabec.
Wynik z rzutu karnego otworzył były zawodnik Vive Kielce Dean Bombac, ale gol Kamila Syprzaka (jego pierwszy z gry w turnieju) był właściwą odpowiedzią. Od tego momentu zespoły długo zdobywały bramki na przemian. W tym elemencie gry wyróżniali się Szymon Sićko i Borut Mackovsek. Szybko między Sićko a Blazem Blagotinskiem zaiskrzyło i sędziowie musieli tonować emocje. Po trafieniu Michała Olejniczaka urządzenia pomiarowe w hali zanotowały prędkość lotu piłki 130 km/h.
Na początku drugiego kwadransa Mateusz Kornecki zastąpił w bramce Jakuba Skrzyniarza. Trzy gole przewagi rywali skłoniły trenera Lijewskiego do wzięcia przerwy na żądanie. Słoweńcy po kolejnych błędach w ataku Polaków zyskiwali okazje do zdobywania łatwych bramek i powiększania przewagi. W ostatniej akcji pierwszej połowy, gdy zegar wskazywał siedem sekund, drużyna Urosa Zormana udowodniła, że to wystarczający czas, aby powiększyć dorobek bramkowy. Po raz ostatni biało-czerwoni 20 i więcej bramek stracili do przerwy na ME 2022, ulegając Norwegii 31:42 (15:21).
Po przerwie stroną dyktującą warunki gry dalej byli Słoweńcy, którzy stale zachowywali bezpieczną przewagę. Czas nieuchronnie zbliżał się do 60 minuty, a biało-czerwoni nie byli w stanie odrabiać strat. Matematyczne wyliczenia wskazywały, że ekipa Lijewskiego ma jeszcze szanse na awans, ale najpierw Norwegia musiałaby przegrać z Wyspami Owczymi, a Polska w poniedziałek wysoko ograć Farerów. Tego samego dnia, w dopełnieniu tej układanki, Słowenia musiałaby zwyciężyć Skandynawów. W taki układ wierzyli już tylko najwięksi optymiści sprzyjający reprezentacji Polski.
W finałowych minutach różnica bramkowa na krótko wróciła do stanu z końca pierwszej połowy. Podsumowaniem rywalizacji był wybór Dean Bombaca jako najlepszego zawodnika meczu.(PAP)
mask/ sab/