"Co zrobi prezes Kulesza to nikt z nas nie wie, łącznie ze mną, ale na pewno nie jestem w żadnym konflikcie z prezesem" - powiedział Michniewicz na antenie Radia Zet i dodał, że szef związku cały czas mu pomaga i go wspiera.
"Do 31 grudnia jestem pracownikiem PZPN, a co będzie później zdecyduje prezes Kulesza" - przekazał.
Przypomniał, że wykonał wszystkie zadania, jakie przed nim postawiono, czyli najpierw awans do mundialu, a później wyjście z grupy w Katarze. "Choć pod względem punktowym, stylu gry zawsze może być lepiej" - dodał, ale obronił obranej taktyki na poszczególne spotkania.
Michniewicz odniósł się również do tematu premii, jakie drużyna rzekomo miała obiecane od premiera Mateusza Morawieckiego za wyjście z grupy, oraz do rozbieżności, jakie rzekomo powstały w drużynie w kwestii ich podziału.
"Byliśmy w Katarze 20 dni, a o ewentualnej premii od premiera, podkreślam cały czas - ewentualnej, bo nikt nie mówił o kwotach, rozmawialiśmy może pięć minut. Nie było żadnych kłótni, skoncentrowaliśmy się na tym, co najważniejsze" - zaznaczył i dodał, że ani on, ani jego najbliższy współpracownik Kamil Potrykus nie chcieli w tej nagrodzie partycypować, a miała ona zostać podzielona wśród wszystkich 65 członków ekipy, czyli zawodników i tzw. szerokiego sztabu kadry.
"Tematów zastępczych jest więcej i nie chcę, by one zdominowały dyskusję o naszym występie, dlatego chcę pewne rzeczy sprostować" - nadmienił.
Polscy piłkarze udział w MŚ w Katarze zakończyli w niedzielę po porażce 1:3 z Francją w 1/8 finału. Wcześniej wyszli z grupy, co udało się biało-czerwonym po raz pierwszy od 1986 roku.(PAP)
pp/